środa, 18 marca 2015

Ze strażą miejską da się dogadać.. ;)

Dobry Wieczór! 

Miałam dzisiaj okazję się przekonać jak wygląda składanie zeznań na "posterunku" straży miejskiej.
Dlaczego ?
Dlatego, że...
 W grudniu 2014  popełniłam wykroczenie, strzelił mi piękne zdjęcie radar (nawet cztery)*, a następnie nie odpowiedziałam na zgłoszenie, które wysyła straż miejska  pocztą.
Nie odpowiedziałam, bo je zgubiłam. Zgubiłam i zapomniałam o sprawie.
Także dostałam w poniedziałek  pismo o wymaganym stawiennictwie osobistym w celu złożenia wyjaśnień.

W zasadzie nie byłam zła, nawet mi ulżyło, że nie muszę iść na pocztę i może uda się dogadać i mandaciku nie będzie. Miałam nadzieję, że się uda, bo wytłumaczenie miałam przygotowane, miałam przygotowaną całą historię życia i zaraz wam ją opowiem tak, jak opowiadałam Panu Strażnikowi.

"Proszę Szanownego Pana, 
Ja zdaję sobie sprawę, że popełniłam wykroczenie ale proszę mnie wysłuchać, a zrozumie Pan, że innego wyjścia nie było!
Otóż tego dnia jechałam po dwa, schorowane psy pod Warszawę, aż hen daleko do miejscowości Jajkowice i miałam za zadanie zawieźć je na badania do weterynarza. No bo wie Pan...Ja to działam w stowarzyszeniu i pomagam takim co już im nikt nie chce. 
Jeden z psów siedział w bagażniku, drugi na tylnych siedzeniach, a ich opiekunka koło mnie. Jechaliśmy tak do lecznicy, aż tu nagle... smród nie z tej ziemi! Ola Boga, Pan nawet nie wie jak kupsko chorego psa może śmierdzieć! Narobił mi cwaniak w bagażniku i jeszcze się w tym wytarzał.
Nie mogłam się zatrzymać i sprzątnąć, bo wizyta umówiona, trzeba jechać. Pod lecznicą zostawiłam dziewczynę z psami w samochodzie, żeby ich pilnowała, a sama pobiegłam po ręczniki papierowe i jakiś psikacz chemiczny do sklepu. 
Zdyszana, zmachana wróciłam z zakupem, patrze, a tu kupa rozsmarowana po wszystkich siedzeniach!
No myślałam, że szlag mnie trafi! Laska nie upilnowała i pies przeskoczył do przodu. Sodoma i Gomora.
Wracając do tematu. Kupy nie udało się pozbyć, więc wracałyśmy w smrodzie niesamowitym, Ja wkurzona na maksa,  a na dodatek zaczął lać deszcz przeokropny...
No i my w tym deszczu i smrodzie jedziemy, jedziemy z prędkością dostosowaną do warunków pogodowych ( niestety nie samochodowych) i dojeżdżając do skrzyżowania, widziałam, że zmienia się światło na żółte, w związku z czym miałam do wyboru:
 a) hamować, wpaść w poślizg, psy by sobie zrobiły krzywdę, a taki dzień był, że i Ja pewnie też. 
b) przyspieszyć ciut i przejechać na żółtym. 
Po szybkim rekonesansie postanowiłam wybrać opcję B. 
Niestety.
 Zapomniałam, że nie jeżdżę ferrari i przyspieszenie w moim starym samochodzie jest jak, no nawet nie wiem do czego przyrównać, bo jest takie jakby go nie było. W związku z czym Panie władzo, widzi Pan nie zdążyłam na tym żółtym i czerwone mnie złapało! "

Pan Strażnik uśmiał się bardzo z mojej historii ale miał nagranie, na którym ewidentnie przejechałam już na czerwonym i w dodatku nie miałam działającego jednego światła w związku z czym nie mógł anulować mandatu.  Skorzystał za to ze swoich uprawnień i obniżył mi maksymalnie za przejazd na czerwonym, a na nie działające światło przymknął oko. :) 

Ze strażą miejską da się dogadać!

Dobranoc!



*Skrzyżowanie w Tarczynie. Cztery fotoradary, a ja Ciapa nie wiedziałam, że łapią też przejazdy na czerwonym! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz